…niezbyt super 😅.
Dzisiaj świętuję swoje małe zwycięstwo czyli 25 (!) wpisów na blogu.
Przez świętuję mam na myśli, że dogorywam przed laptopem o 22:00 w poniedziałkowy wieczór , a przez zwycięstwo mam na myśli takie małe. Tycie!
Skoro więc w ramach świętowania mogę napisać o czymś innym to trzymając się konwencji superbohaterów chciałbym napisać o todze.
Bo toga adwokacka zawsze kojarzyła mi się z kostiumem. I w pewnym sensie nim jest.
W przenośni „zdobyć togę” nie jest łatwo, ale zaskakującym dla mnie było, zdobycie togi dosłownie też nie należało do najłatwiejszych. Bo gdy emocje związane z wynikami egzaminów opadły, szybko okazało się, że upragniona toga adwokacka, do której dążyło się latami, nie jest już celem samym w sobie. Namacalne zwieńczenie długiej drogi dosłownie w ciągu kilku godzin z obiektu westchnień stało się jedynie jedynym z punktów na długiej liście tzw. rzeczy do załatwienia.
Żeby wykonywać ten zawód trzeba najpierw złożyć uroczyste ślubowanie, a że ślubować należy w todze, to togę nie tylko należało mieć, ale i się w niej pokazać. Dla tych najbardziej zajętych zawsze istniało rozwiązanie w postaci „chwilówki”. Oznacza to pożyczenie togi od znajomego, żeby móc się w takowej pokazać na uroczystości.
Zalety są oczywiste: zero kosztów i stresów.
Nie jest to jednak rozwiązanie dla wszystkich. Ba, powiedziałbym nawet, że lwia część aplikantów egzaminowanych odczuwa, słusznie uzasadnioną, potrzebę posiadania w tym szczególnym dniu własnej togi.
I tutaj zaczynają się schody. Kto, gdzie i za ile?
Pewien znajomy oznajmił, że ma zaprzyjaźnioną krawcową. Owa urodzona z nożycami w ręku niewiasta w swoim awanturniczym życiu ponoć nie takie rzeczy szyła. Miała sprawić naszemu gronu togi szybko i za przystępną cenę. Kiedy jednak doszło do spotkania z naszym wirtuozem nici i igły, pani tylko zmarszczyła brwi, a następnie zapaliła papierosa i bez przekonania oznajmiła:
„w sumie to może i da się to uszyć, ale potrzebuje jakąś togę, z której weźmie się formę”
Nieobeznanym z arkanami krawieckimi dużymi literami wytłumaczono, że trzeba najpierw rozpruć, a potem ponownie zszyć czyjąś togę. „Riwers edżinering”, pomyślałem tylko i korzystając z zamieszania, jakie powstało przy ustalaniu kto ma dojścia do takiej „ofiarnej” togi, czmychnąłem drzwiami; chociaż nie ukrywam – nie zawahałbym się również przed salwowaniem się ucieczką oknem.
Drugie podejście to Allegro.pl, gdzie produkowane taśmowo togi były dostępne od ręki i w atrakcyjnej cenie.
Kiedy jednak paczka z togą trafiła to kolegi, który zgodził się być królikiem doświadczalnym, okazało się – jak mawiają nasi sojusznicy zza wielkiej wody – quite shockingly, że za tą ceną stoi także stosowna jakość.
Nasz „królik” stał przed nami nieporadnie odzian w rzeczoną togę – na długość ledwo zakrywała mu kolana. Kolega głośno domagał się zapewnień, że zieloność jej żabotu nie pozostawia wątpliwości co do tego, iż ów kolor rzeczywiście każdy postronny, rozsądny obserwator uzna za zielony.
Znów chciałem czmychnąć, ale zdałem sobie sprawę, że wchodzi mi to w przykry nawyk. Przyłączyłem się więc do kolegialnego poklepywania „królika” po plecach i mamrotania pod nosem:
„ta toga jest nawet fajna”.
Zdradzę, że mnie się marzyła toga adwokacka z prawdziwego zdarzenia. Gdzieś tam umyśliłem sobie, że pomiędzy sceną rodem z „Iniemamocnych” a mrożącym krew w żyłach aktem patroszenia cudzej togi w zadymionej szwalni (to barbarzyństwo miało być preludium do szycia) musi istnieć złoty środek. Po prostu chciałem dobrze zapłacić fachowcowi za rzetelną robotę. Doświadczenie mi podpowiadało, że takie transakcje zazwyczaj są z pożytkiem dla obu stron.
Starszy kolega skierował mnie na ulicę Rzeźniczą w Krakowie ze słowami „idź tam i nie grzesz już więcej”. Polecenie wykonałem, a reprymendę zrozumiałem już w chwili, gdy wszedłem do zakładu „Lord”.
Dwa tygodnie później byłem szczęśliwym posiadaczem togi z prawdziwego zdarzenia.
PS Post zawierał lokowanie produktu 😜.
Potrzebujesz sprawdzonego wzoru umowy?
Zobacz także:
- Dlaczego robię to co robię – jak zacząłem pracować dla branży kreatywnej, jak się w niej zakochałem i dlaczego w niej nie pracuję.
- 100 wpisów i drzewko mandarynkowe – trudne początki i tworzenie treści przez 33 dni z rzędu.
{ 2 komentarze… przeczytaj je poniżej albo dodaj swój }
Panie Mecenasie, gratuluję zwycięstwa:-)! Interesujący wpis, mało kto wie, gdzie kupić dobrą togę i o tym, że krawiec musi umieć ze zrozumieniem czytać skomplikowane przepisy prawne, które regulują materiał, ilość i centrymetry zakładek itd! A z togą zostaje się na całe życie i trzeba ją lubić, jak wykonywany zawód.
Przy okazji: kto jest autorem ilustracji? Miła dla oka kreska.
Witam
Niestety ostatnio ze zgrozą zauważyłem, że „Lord” wygląda na zamknięty…permanentnie 🙁
Ilustrację przygotował Pan Michał Ludwik z http://www.ulicareklamowa.pl/ na potrzeby oprawieprawiewcale.pl