Bardzo szybko po rozpoczęciu mojej specjalizacji z zakresu obsług agencji marketingowych zauważyłem pewną zależność.
Otóż pisanie o zagadnieniach prawnych związanych z działalnością agencji przyciągało nie tylko uwagę właścicieli tych firm.
Zaczęła się ze mną kontaktować także całkiem liczna grupa osób, które były zwyczajnie niezadowolone z usług agencji, z którymi współpracowały.
Oczekiwanie tych osób było takie, że skoro ja zajmuję się tematami związanymi z prawnymi aspektami działalności agencji to powinienem również umieć im móc pomóc.
W czym? W „rozliczeniu” tych (potencjalnie) nierzetelnych agencji ze źle (rzekomo) wykonanej pracy.
Teoretycznie nie ma w tym nic zdrożnego. Prawnik często musi stawać po różnych stronach barykady. Bywa, że ten sam adwokat jednego dnia jest pełnomocnikiem oskarżyciela prywatnego, a następnego – obrońcą z wyboru dla podsądnego.
Gdy jednak podjąłem się prowadzenia kilku spraw przeciwko agencjom szybko zauważyłem u siebie rodzaj wewnętrznego oporu przed zajmowaniem się nimi.
Niby to były zlecenia takie jak każde inne, ale wewnętrzny kompas (zwany także intuicją) podpowiadał mi, że…błądzę.
Na szczęście nie musiałem wyjechać na 7 lat do Tybetu, aby tam na doznać oświecenia na dywaniku medytacyjnym (koniecznie wykonanym z wełny alpaki).
Bo wystarczyło samo spotkanie alpaki. Tu w Polsce. Na szkolnym pikniku.
W tych zwierzętach uderzające było dla mnie to jak bardzo były one…sobą.
Alpaka zachowywała się tak samo zarówno, gdy miała do czynienia z rozentuzjazmowanym tłumem mamusiek, jak i gdy zachowawczy dziadek próbował zachęcić do pogłaskania jej swojego, absolutnie przerażonego, trzyletniego wnuczka.
Alpaka po prostu była alpaką. Przewijający się przez jej zagrodę tłum, wraz z prezentowanym przez niego całym spektrum zachowań i emocji, zdawał się nie mieć na nią absolutnie żadnego wpływu.
Obserwując Bolka (bo tak się zwierzak nazywał) doszedłem do wniosku, że powinienem być bardziej jak alpaka.
Spójny i konsekwentny.
Idea stojąca za tym blogiem i opartej na niej kancelarii butikowej jest prosta: przychodzę na ratunek kreatywnym.
Wysyłanie listów adwokackich do agencji marketingowych, niezależnie od tego czy sobie na to zasłużyły czy też nie w relacjach ze swoim klientem, było zaprzeczeniem tej idei.
Byłem w tej podwójnej roli po prostu…nieautentyczny.
To tak jakby właściciel Caseificio Borderi (na cześć którego peany pisałem tutaj) zaczął wypiekać …pizzę!
Oczywiście, że każdy może (przyjmować sprawy przeciwko agencjom i wypiekać pizzę), ale nie każdy powinien.
Ja przychodzę na ratunek kreatywnym. Ale nie tak od czasu do czasu tylko zawsze.
W tym chcę być spójny i konsekwentny w tym co robię i dla kogo to robię.
I dlatego nie podejmuję się spraw przeciwko agencjom marketingowym (ani alpakom) 😉.
Potrzebujesz sprawdzonego wzoru umowy?
Zobacz także:
- 5 lat (ciężkiego) blogowania – to podsumowanie pięciu lat prowadzenia bloga, a także garść porad których chciałbym sam sobie udzielić…5 lat temu.
- 10 lat prowadzenia działalności gospodarczej – przez dekadę prowadzenia własnego biznesu zyskałem nie tylko doświadczenie (jakkolwiek banalnie by to nie brzmiało), ale przede wszystkim… odporność.
{ 0 komentarze… dodaj teraz swój }